Czego się spodziewać, kiedy stanie się nieoczekiwane

    Akcje amerykańskie już dobry tydzień spadają, dolar wobec euro po niedawnym skoku poniżej 1,09 znowu wrócił powyżej 1,11, a indeks „strachu” VIX z powrotem do wartości niewidzianych od Brexitu. Przyczyna jest jedna i wspólna: sondażowe przybliżenie się Donalda Trumpa do swojej demokratycznej rywalki. Inwestorzy wyraźnie nie chcą powtórki czerwca tego roku, kiedy (chociaż sondaże były napięte) nie brali zbyt poważnie pod uwagę brytyjskiego wyjścia z Unii.

    Czego się spodziewać, kiedy stanie się nieoczekiwane

    Czego więc się spodziewać, kiedy stanie się nieoczekiwane – i przyszłym prezydentem zostanie Trump, który zapowiada, że jeśli wygra, to będzie „Brexit razy dziesięć”? Pierwsza reakcja rynku będzie prawdopodobnie bardzo nerwowa: Clinton jest postrzegana jako kontynuatorka i następczyni starego porządku, Trump, jako niekontrolowany pocisk rakietowy, który wysłała w powietrze do tej pory pomijana i cicha, ale bardziej wściekła masa ludzi. W przypadku jego zwycięstwa, możemy się więc spodziewać co najmniej krótkoterminowej sprzedaży amerykańskich aktywów, zarówno akcji (ze względu na protekcjonizm), jak i, choć w mniejszym stopniu, obligacji. Dolar wobec euro w takim przypadku ponownie nieco zbliży się do 1,15. W realnej gospodarce oczywiście nic się nie stanie – co więcej, nawet Wielka Brytania, gdzie powodów gwałtownego osłabienia było więcej, w 3 kwartale ekonomicznie nie osłabiła się, a nawet wzrosła o pół procenta.
    W dłuższej perspektywie jednak – w przeciwieństwie do Brexitu, gdzie bardziej będzie cierpiała Brytania – w przypadku zwycięstwa Trupma ucierpi Europa, która bardziej doświadczy efektu „trumpizmu”. Po pierwsze, Europa jako całość jest znacznie bardziej otwarta na światowy handel (Niemcy są drugim co do wielkości eksporterem na świecie) i wszelka tendencja do protekcjonizmu, kierowana przez Stany Zjednoczone, dotknie ją bardziej niż USA. Po drugie, ewentualne osłabienie Sojuszu Północnoatlantyckiego, które z Trumpem w Białym Domu grozi bardziej niż z Clinton, ma – z ekspansywną Rosją i podziałem Bliskiego Wschodu na progu – ponownie (przynajmniej potencjalnie) większy wpływ na Europę niż na USA. Po trzecie, po Brexicie zwycięstwo Trumpa zadałoby kolejny cios liberalnej demokracji i wzmocniło nie tylko ich autorytarne, nieliberalne modelowe odpowiedniki, ale także anty-systemowe siły w Unii Europejskiej. Do tego w UE w przyszłym roku czekają nas wybory w dwóch ważnych krajach, tj. w Niemczech i we Francji, których wsparcie jest kluczowe dla całego projektu europejskiego.
    Ale problem jest głębszy. Rzeczywiście – nawet jeśli wybory wygra Clinton i establishment uniknie pocisku w postaci Trumpa, problem nie zniknie. Pytaniem będzie zatem, gdzie i w jaki sposób 50 milionów rozzłoszczonych Amerykanów się objawi. Ponieważ, jak się wydaje, na pytanie co zrobić, by nie byli rozzłoszczeni, żaden z kandydatów odpowiedzi nie ma.


    Martin Lobotka
    Główny analityk Conseq Investment Management, a. s.