Banki centralne czekają na inflację, jak Vladimir i Estragon na Godota. Fed i EBC w swoich prognozach dla kilku lat ogłasza rychły powrót inflacji do 2%, nie wpsominając o banku Japonii.
Rzeczywistość jest jednak daleka od prognoz. W USA, inflacja bazowa, pomimo ogromnej poprawy na rynku pracy trzyma się (z krótkim wyjątkiem pierwszego kwartału 2012 roku) już 8 lat wytrwale poniżej 2%. EBC z powodu ciągłego braku realizacji celu inflacyjnego w ciągu ostatnich dwóch lat przeprowadził cztery operacje luzowania polityki pieniężnej, inflacja jednal porusza się wciąż tylko około 0%, a nawet bez ceny ropy i żywności marnie wspina się pod 1%.
Na skutek masowego systemu prognostycznego zupełnie tak, ale to nic nowego - sukces prognoz dotyczących inflacji banku centralnego jest długotrwałe niski. Angielski bank centralny np. oceniając swoje prognozy na lata 1997-2014 przyznał, że prognozowanie inflacji za rok lub dwa do przodu na tle innych prognoz ekonomicznych wychodzi mu najgorszej.
Dlaczego tak? Moim zdaniem istotnym powodem jest fakt, że banki centralne są nadal w niewoli lokalnego pochodzenia teorii inflacji - wciąż myślą przede wszystkim w lokalnych kategoriach takich jak wzrost płac krajowych, wzrost zatrudnienia, luka popytowa, z którego stara się wydedukować, jak rozwinie się krajowa inflacja. To nie przypadek, że na przykład Czeski bank centralny swoje nadzieje na powrót inflacji do oczekiwanego celu opiera głównie na wzroście płac.
Czy lokalne myślenie w wszechobecnej globalizacji nie jest dziwnym zjawiskiem? Inflacja jest w rzeczywistości obecnie moim zdaniem bardziej globalna niż lokalna. Liberalizacja gospodarek Zachodu od początku lat 80., deregulacja rynku produktów i usług (również usług finansowych), zburzenie barier handlowych, pojawienie się globalizacji od początku lat 90. i ciągłe postępy technologiczne tworzące cyberprzestrzeń, rosnące płace dla kilku milionów Czechów czy Polaków w stosunku do wydajności pracy może nie znaczać z perspektywy inflacji zupełnie nic, ponieważ rynkiem, gdzie się taki popyt da nasycić bez wpływu na inflację, jest cały świat! Z drugiej strony, globalizacja finansowa potrafi (poprzez finansowanie deficytu rachunków bieżących) przez wiele lat utrzymać konsumpcję w kraju na nieodpowiednio wysokim poziomie - patrz przykład Grecji.
Co więcej, tendencja ta nie jest przyjacielem banków centralnych. Czynniki wymienione powyżej, wraz z konwergencją reżimów polityki pieniężnej w stosunku do reżimu inflacyjnego w ciągu ostatnich 30 lat w krajach OECD stale popychały inflację w dół (oraz inflacyjne oczekiwania) - do radości i samozadowolenia banków centralnych. Mimo że tendencja ta nie była liniowa – zwrotów jest zidentyfikowanych kilka, od początku lat 80. (Volckerowa dezinflacja), aż do końca lat 80-tych (początkowe stadium globalizacji), przez połowa lat 90-tych (podjęcie reżimu celowania inflacji) aż po okres po kryzysie ostatnich lat trend był wyraźnie skierowany w dół. Teraz, gdy sam trend dostał inflację pod (arbitralnie) ustanowiony cel, spotyka się ze skrajną niechęcią banków centralnych. Co jeśli ten trend, jest trendem który nie zamierza zawrócić? Co jeśli, spadki oczekiwań inflacyjnych w latach 2007 i 2012 są kolejnymi przykładami, z którymi obecny trend inflacji w kierunku w dół należy powiązać? Rozwój swapów inflacyjnych, które w ostatnich latach tylko spadają, to najwyraźniej sugeruje. Co jeśli kolejna recesja która prędzej czy później powróci, będzie „łamać” dalej inflację? Jedną z konsekwencji dla lokalnego banku centralnego będzie wtedy, parafrazując - permanentna rewolucja, w istocie stałe luzowanie polityki pieniężnej! W dezinflacyjnym środowisku Chin, ciągłe zadłużenie oraz nadmiar siły roboczej, to nie z perspektywy makroekonomicznej w nadchodzących latach perpektywa nie do pomyślenia ... koniec końców, CNB, EBC i Bank Japonii już de facto to robią.
Dobrą wiadomością jest to, że każdy trend można odwrócić, inflacja jest ostatecznie kwestią polityki pieniężnej, a emisja pieniędzy (jeszcze) jest dobrze kontrolowana przez bank centralny. Historia ostatnich latach zwiększa prawdopodobieństwo, że przełamanie trendu "klasycznej" polityki pieniężnej tj. odkup aktywów czy plityka stóp procentowych może nie wystarczyć. Coraz bardziej wydaje mi się, że do przezwyciężenia globalnego trendu dezinflacji będzie potrzebne skoordynowane działanie banków centralnych, w połączeniu z naprawdę niekonwencjonalną polityką pieniężną oraz o wiele większą rolą w zakresie polityki fiskalnej. Tylko wtedy będziemy świadkami wyższej inflacji i wyższych zysków.
Martin Lobotka
Główny analityk Conseq Investment Management, a. s.