24. 7. 2018 - Brexit – nareszcie spotkanie z rzeczywistością

    Przez dwa lata od Brexitu niewiele się działo, postęp by niedostrzegalny. Przez większość czasu Wielka Brytania nie negocjowała z Unią Europejską, tylko sama ze sobą. I to jeszcze bez powodzenia.

    24. 7. 2018 - Brexit – nareszcie spotkanie z rzeczywistością

    Wielu ludzi przyglądało się bezradności Wielkiej Brytanii do stawienia czoła wynikowi referendum z nieskrywaną złośliwością, jednak sytuacja ta nie cieszyła europejskich dyplomatów – chociaż Wielka Brytania ma o wiele mniejsze znaczenie dla UE27, niż niektórzy brexitowcy myślą, jakakolwiek umowa z nią jest preferowaną alternatywą przed jej naturalnym wyjściem. Niestety nie było to możliwe z głównym brytyjskim negocjatorem (David Davis), który w tym roku spotkał się z głównym europejskim negocjatorem (Michel Barnier) jedynie na cztery godziny. Sprawy nie ułatwiały również czerwone linie i oświadczenie premier Theresy May nierespektującej (albo nierozumiejącej) silnej asymetrii pozycji obu stron (UE27 vs. WB).

    W ostatnich dniach jednak coś się ruszyło. Premier May późno, ale w końcu zrozumiała, że nie da się zrobić kwadratury koła i że musi zdecydować, kto w tej sprawie decyduje – ona czy brexitowi radykałowie z nierealnymi oczekiwaniami („dywidenda z Brexitu“, „Niemcy rozważają możliwość zawarcia umowy o wolnym handlu z Wielką Brytanią“, „Unia w końcu ustąpi“ itp.). Dwa tygodnie temu w piątek na wyjazdowym posiedzeniu rady gabinetowej w Chequers zabrała ministrom telefony komórkowe, zamknęła ich w gabinecie i oznajmiła, że ten, kto zrezygnuje wróci do domu taksówką. Następnie nakreśliła plan, który po raz pierwszy od dwóch lat można uznać, jako podstawę do negocjacji. Chociaż plan jest niekompletny i pomija to, co UE setki razy wskazywała jako swoją czerwoną linię (niepodzielność czterech swobód przepływu), po dwóch latach pokazuje jednak, że rząd w końcu uświadomił sobie skutki twardego Brexitu, który część gabinetu wciąż preferuje. Temu zastrzykowi realizmu, którego w ostatnich latach brakowało, najwyraźniej bardzo pomógł Airbus i Jaguar.

    Czy Wielka Brytania jest w drodze do łagodnego wyjścia, czy – jak zauważył Donald Tusk po dymisji dwóch zwolenników twardego Brexitu (David Davis, Boris Johnson) - po prostu do Brexitu zgodnie z nazwą? Jest to nadzieja dla brytyjskich eurooptymistów. Realizm płynący z namacalnej bliskości niekontrolowanego wyjścia, według nich, skieruje gabinet przynajmniej do wynegocjowania umowy norweskiej i pozostawienia na przyszłość drzwi do UE w połowie otwartych. Tak, będzie to kolosalna strata czasu, energii i wpływów Wielkiej Brytanii, ale wciąż jest to najlepsze rozwiązanie sytuacji, do której doprowadził Cameron i spółka. Jakby powiedział Tancredi z powieści Gepard: „Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko musi się zmienić”.

    Ale niestety, równie prawdopodobny jest chaos, który sparaliżuje rząd na tyle, że nie wynegocjuje niczego, a Wielka Brytania wyjdzie w przyszłym roku z Unii Europejskiej bez żadnego porozumienia. Twardzi brexitowcy są w mniejszości, ale są na tyle silni, by doprowadzić do głosowania nad wotum nieufności dla rządu oraz do kilku tygodni chaosu w sytuacji, gdy czasu jest bardzo mało. Mimo, że poczyniono pewne kroki, mgła otaczająca Wielką Brytanię w ostatnich tygodniach zgęstniała. I wciąż nie wiadomo, dokąd zmierza statek z napisem Brexit.

    Martin Lobotka,
    główny analityk Conseq Investment Management, a.s.