Błyskawiczny spadek wartości funta w ostatni piątek, kiedy wobec dolara w ciągu zaledwie kilku minut spadł z poziomu około 1,26 do (lub - w zależności od źródła danych - nawet poniżej) 1,20, wciąż nie ma ostatecznej przyczyny. Podejrzani są, jak zawsze, źle wprowadzona transakcja, spekulacja lub wygaśnięcie opcji, wszystkiemu (podobno) winna realizacja zleceń ograniczających straty ("stop-loss"). Z perspektywy czasu, kiedy to się stało (o północy naszego czasu, tj. po zakończeniu sesji w Stanach Zjednoczonych, a tuż przed rozpoczęciem azjatyckiej sesji) można dowodzić intencji, z uwagi na rozdrobnienie rynku walutowego pewnie nigdy nie będziemy wiedzieli dlaczego. Z technicznych aspektów tej sprawy, to nie ma większego znaczenia.
Liczy się to, że słabość funta, poparta jest twardymi istniejącymi powodami. Choć zaraz po czerwcowym referendum, rynek był ( jak również autor tego artykułu) w jakimś trybie popierającym ( "drugie referendum", "jakoś to będzie"), a następnie w trybie, kiedy już do Brexitu dojdzie, będzie wtedy dominować rozsądek a negocjacje będą wzorowały się Norwegią lub Szwajcarią, jednak po prawie zakończonej konferencji Konserwatystów w Birmingham, ani ja, ani rynek nie jesteśmy już tego tak pewni. Premier Theresa May przyjęła stanowisko, z którego jest (dla mnie), oczywiste, że jest ona całkowicie przygotowana wymienić kontrolę nad imigracją w celu uzyskania dostępu do jednolitego rynku UE. Jej słowa na konferencji, choć zawinięte w wniozły frazes - "duch obywatelski,oznacza zaakceptować umowę społeczną, w której raczej należy edukować młodzież zamiast zatrudniać tanią siłę roboczą z zagranicy" - pokazuje, jak ogromny jest problem niekontrolowanej imigracji w Wielkiej Brytanii (i jak mocno jest przez UE niedoceniany). Chociaż takie stanowisko w Partii Konserwatywnej nie spotka się z jednogłośnym poparciem, bardziej umiarkowany pogląd jest raczej w mniejszości.
W przeciw stoi nieprzejednana opozycja krajów Europy Środkowej gotowa do jakiegokolwiek porozumienia, które by nie obejmowało swobodny przepływ siły roboczej i egzystencjalny niepokój elit europejskich. Strach, wynegocjowania lepszych warunków, dla kraju niż był w UE, rozpoczyna reakcję łańcuchową w innych krajach, i jest to zapewne powód, dla twardej postawy negocjacjujących członków Unii Europejskiej, którego najnowszym przejawem jest wystąpienie francuskiego prezydenta w Paryżu (nawiasem mówiąc, tuż przed osłabieniem funta), że UE "musi być w trakcie negocjacji musi być nieugięta” choć będzie to prowadzić do "twardego Brexitu".
Wydaje się nieuniknione zderzenie sił. Nic więc dziwnego, że rynek nie chce podejmować ryzyka dotyczącego brytyjskiego funta.
Martin Lobotka
Główny analityk Conseq Investment Management, a. s.