Bez paniki. Teraz kupujesz taniej, mówi ekspert od spadków na giełdzie.

    Ludzie, którzy inwestują regularnie, powinni nadal to robić, pomimo bieżących spadków rynkowych, mówi w rozmowie Richard Siuda ze spółki inwestycyjnej Conseq.

    Bez paniki. Teraz kupujesz taniej, mówi ekspert od spadków na giełdzie.

    Czy Wasi klienci panikują z powodu koronawirusa i gwałtownie spadających cen akcji? Pytają, co teraz zrobić?

    Rejestrujemy zapytania. Otrzymujemy je od doradców, którzy potrzebują informacji dla swoich klientów. Starają się także być sami aktywni i wychodzić naprzeciw klientom. Ale to nie jest żadna wielka panika - na pewno jest to nic, w porównaniu z rokiem kryzysu 2008. Jak dotąd przebiega to łagodnie.


    Czy to oznacza, że ludzie są dziś lepiej wyedukowani niż dwanaście lat temu?

    Z pewnością dotyczy to doradców. Rynek konsultingowy bardzo się ustabilizował i jest na nim wielu ludzi, którzy mają doświadczenie z lat 2007 i 2008. Przeżyli już takie wahania. Mimo to, nadal jednak muszą polegać na jakichś informacjach i wiedzieć, co sądzimy o rozwoju rynku.


    A co teraz o nich myślicie? Co polecacie ludziom? Kupować?

    W zasadzie nic nowego. Większość naszych klientów inwestuje regularnie i mówimy im, że mają długi horyzont inwestycyjny, który niweluje wahania rynku. Dlatego obecna zmienność nie musi oznaczać wykolejenia. Czy akcje spadną o kolejne 10 procent, tego nikt nie wie. Nikt też nie jest w stanie dokładnie tego zaplanować, dlatego mówimy ludziom, żeby sami tego nie próbowali. Jeśli sprzedadzą teraz, może się zdarzyć, że za kilka dni ceny pójdą w górę, może się też zdarzyć, że się nie zmienią lub jeszcze spadną. Trzeba to zaakceptować i nie panikować.
     

    Reagowaliście na ostatni rozwój sytuacji? Dostosowywaliście inwestycje w Waszych funduszach? Może sprzedawaliście akcje?

    Alokacja akcyjna jest lekko niedoważona już kilka miesięcy i jednocześnie mamy wyraźną niedowagę w akcjach amerykańskich. Na razie jeszcze nic nie zmienialiśmy, ale w naszych modelach zbliżamy się do poziomu, w którym chcielibyśmy zacząć kupować. Od początku roku akcje wynoszą obecnie około minus dziesięć procent (wywiad przeprowadzono pod koniec ubiegłego tygodnia – red.), więc częściowo odpisały zyski z zeszłego roku. To nie są duże spadki. Trzeba wiedzieć, że jak dotąd nic dramatycznego się nie wydarzyło. Jeśli rynki spadną jeszcze bardziej, zaczniemy ostrożnie kupować akcje.


    Jak to się odnosi do tego, co piszecie na swojej stronie internetowej: Spodziewamy się, że w perspektywie średnioterminowej w ciągu najbliższych dwóch do trzech lat globalne rynki akcji mogą przynieść inwestorom średnią roczną stopę zwrotu w wysokości około 8 do 9%, w tym dywidendy. Nie spodziewacie się więc nadejścia jakiegoś dłuższego ochłodzenia?

    Nie uważamy, aby miał nastąpić jakiś gwałtowny spadek akcji. Z drugiej strony te wielkie spadki zawsze pojawiają się nieoczekiwanie. Jednak nie uważamy, aby tym czynnikiem był koronawirus. Nie oczekujemy, że spowoduje on głębokie wyprzedaże i dojdzie do pięćdziesięcioprocentowego spadku cen akcji. Oczywiście nigdy nie można tego całkowicie wykluczyć i wszystkiego precyzyjnie zaplanować.

    Patrzymy na to z globalnej perspektywy. Kiedy ktoś mówi, że rynki akcyjne w ostatnich latach znacznie wzrosły, osiągały spektakularne zyski i potrzebne jest ochłodzenie, uważamy, że dotyczy to przede wszystkim akcji amerykańskich, które w naszych portfelach mamy znacznie niedoważone. Nie jest to już jednak prawdą w przypadku europejskich akcji i nie dotyczy już rynków wschodzących. Jeśli popatrzymy na ostatnie pięć lat, rynki te nie zarobiły wiele i uważamy, że potencjał dla standardowych stóp zwrotu z akcji, być może w wysokości 8 procent rocznie, istnieje.
     

    Jak wyjaśni Pan, że w ubiegłym roku najbardziej wzrosło zainteresowanie funduszami obligacji? Według Stowarzyszenia Rynku Kapitałowego ich aktywa wzrosły o ponad połowę do 152 miliardów koron. Jak Pan to rozumie?

    Rentowność wielu funduszy obligacji w ostatnich latach spadła, niektóre nawet w trzyletnim horyzoncie są na minusie. Ale w zeszłym roku było lepiej. Ceny obligacji spadły po tym, jak bank centralny podniósł stopy procentowe, i odwrotnie, rentowności obligacji wzrosły. Tym samym wzrosła atrakcyjność obligacji. Należy jednak dodać, że w ostatnich trzech kwartałach ponownie nastąpiła zmiana, rentowności spadły, a ceny obligacji wzrosły. Obecny potencjał obligacji już nie jest taki. Myślę, że zeszłoroczny wzrost może wynikać z tego, że banki doradzają klientom, aby przelewali pieniądze z kont oszczędnościowych do funduszy obligacyjnych. Inaczej nie mogę wyjaśnić dużego wzrostu z zeszłego roku.
     

    Więc nie poleca Pan ludziom funduszy obligacyjnych?

    Zasadniczo tak nie jest. Dla konserwatywnego inwestora nie ma wielu innych możliwości. Jeśli ktoś chce gdzieś wpłacić pieniądze na trzy lub cztery lata i widzi, że zwroty z lokat terminowych lub kont oszczędnościowych wciąż nie są duże, fundusz obligacyjny może być dla niego dobrym wyborem. Należy jednak rozważyć, czy wyższy zysk zrekompensuje ryzyko, w postaci na przykład zwiększonej zmienności, jakie może nieść fundusz obligacji.
     

    Jeśli naprzeciw regularnym inwestycjom postawimy oszczędności budowlane, gdzie ludzie będą regularnie wpłacać 1500 koron (ok. 250 zł) miesięcznie ze stopą zwrotu około 3,5 procenta, jakie są zalety funduszu inwestycyjnego?

    Trudno to porównać. Wspomniana opłacalność oszczędności budowlanych jest uwarunkowana kwotą, którą musisz regularnie wpłacać. Gdy będziesz wpłacać mniej lub więcej, stopa zwrotu spadnie. Równocześnie trzeba dotrzymać okresu oszczędzania wynoszącego sześć lat. Konserwatywny inwestor jednak może często chcieć odkładać pieniądze przez krótszy okres i ważna może być dla niego również płynność. W funduszach inwestycyjnych może w dowolnym momencie wypłacić dowolną część. W przypadku wcześniejszego wycofywania oszczędności budowlanych, inwestor traci dopłaty państwa, a tym samym największą część zysku.

    Ludzie często myślą nie tylko o regularnych comiesięcznych inwestycjach wartości około 1500 koron, ale mają również pewne oszczędności. Jeżeli jednorazowo wpłacą je na oszczędności budowlane, znacznie obniżą zysk, ponieważ dopłata państwa obliczana jest tylko z depozytów do 20 tys. koron rocznie. A kiedy zakończy się sześcioletni okres oszczędzania na cele budowlane, pojawi się pytanie, co dalej. Jeśli pozostawisz oszczędności, uzyskany wynik drastycznie spadnie, ponieważ jest tam już wyższa zaoszczędzona kwota. Zależy to w każdym razie zawsze od indywidualnych warunków dla każdego klienta.
     

    Mamy długi okres wzrostu gospodarczego, ludziom szybko rosną dochody, rośnie chęć wydawania. Czy widać to w inwestycjach? Czy profil Czechów jako inwestorów zmienił się, czy nadal szukamy bezpieczniejszych inwestycji?

    Nigdy nie widzieliśmy w naszych portfelach, że Czesi są bardzo konserwatywni. Od dawna koncentrujemy się na inwestycjach regularnych, w których ludzie decydują się na inwestowanie przez długi czas, zwykle na emeryturę i nie wypłacanie pieniędzy po pięciu latach. Mogą wtedy inwestować dynamicznie. Jeśli mówilibyśmy o inwestycjach jednorazowych i większych kwotach, to w tym przypadku ludzie pozostają raczej konserwatywni i pozostawiają większość swoich pieniędzy na kontach bankowych. Jeśli spojrzymy na strukturę oszczędności, pieniądze na rachunkach bankowych nadal stanowią ogromną większość. Kiedy jednak Czesi inwestują, nie można ich nazwać konserwatywnymi inwestorami.


    Jak wzrost płac wpłynął na inwestycje?

    Wzrasta nam średnia kwota regularnych inwestycji, dziś już mamy ponad 2000 koron (ok. 350 zł) miesięcznie. Widzimy, że przeciętnie płacący klient jest coraz lepiej sytuowany i, że ludzie mają coraz więcej pieniędzy. Ciągle jednak mają obawy dotyczące klasycznych inwestycji, jakimi są akcje. Stworzyło to miejsce dla sukcesu alternatywnych inwestycji, dlatego w ostatnim czasie w Czechach wzrosło tak wiele funduszy nieruchomościowych i wszystkie wykazały znaczny wzrost zainwestowanych środków. Ludzie bardzo często kierują większe jednorazowe inwestycje właśnie w fundusze nieruchomości. Jest to spowodowane tym, że ich wyceny praktycznie nie ulegały wahaniom i dawały niezłe stopy zwrotu koło 4-5 % rocznie. Niestety nadal jest tak, że wyniki przeszłe sprzedają, a to coś, czego nie lubimy, mimo, że fundusze nieruchomości mamy również w ofercie. Uważamy jednak, że ludzie nie doceniają ryzyk, jakie niosą ze sobą te fundusze.
     

    A jakie to ryzyka?

    Ceny nieruchomości mogą spaść, a tym samym może też spaść cena funduszu. Drugą rzeczą jest płynność. Kiedy akcje lub obligacje spadają, łatwo można je sprzedać i wyciągnąć pieniądze. Gdyby jednak zaczął się jakikolwiek „bum“ na odkupy z funduszy nieruchomości, jak to miało miejsce w Europie Zachodniej lub Ameryce podczas kryzysu w 2008 r., fundusze te nie będą w stanie tak szybko sprzedać nieruchomości i będą miały problem ze spłaceniem klientów. Nie będą miały wystarczającej płynności i po prostu się zamkną, a klienci nawet kilka lat będą czekać na pieniądze. Fundusz będzie potrzebował więcej czasu, by nieruchomości sprzedać, a najlepiej nie znacznie poniżej wartości, ale gdy znajduje się pod presją, jest to skomplikowane.
     

    Mówimy jednak o jakiejś ekstremalnej sytuacji, wielkim kryzysie gospodarczym. Prawdopodobnie w tym czasie ceny akcji spadłyby znacznie.

    Nie zawsze musi to iść w parze. Tak było w przypadku poprzedniego kryzysu, problemy na rynku nieruchomości były tak duże, że dotknęły całą gospodarkę i ceny akcji szły w dół. To nie musi się powtórzyć, a ponadto w przypadku tych akcji czy obligacji nadal można je szybko sprzedać.
     

    Czy uważa Pan, że aktualne spadki na giełdach utwierdzą ludzi w przekonaniu, że konserwatywne zarządzanie oszczędnościami jest dla nich dobre? Na przykład, czy inwestycje w fundusze zbiorowego inwestowania będą rosły tak szybko, jak w ubiegłym roku, kiedy wolumen środków w nich wzrósł o 18 procent do 557 miliardów koron?

    Jak już wcześniej wspominałem: wyniki przeszłe sprzedają. Kiedy rynki idą w dół, znajduje to odzwierciedlenie w malejącym zainteresowaniu inwestycjami. Staramy się to wyeliminować, koncentrując się na regularnych inwestycjach i wyjaśniając ludziom, że kiedy rynek spada, kupują taniej. Oczywiście niektórzy przestają obecnie kupować, niektórzy wypłacają pieniądze, ale „odpływ“ ten nie jest duży. Jednocześnie należy powiedzieć, że wzrost funduszy w zeszłym roku o 18 % nie wynika jedynie z nowo zainwestowanych pieniędzy, ale również ze wzrostu wartości całego pierwotnego wolumenu. A ponieważ ostatni rok był bardzo korzystny, szacunkowo połowa tego wzrostu o którym wspominamy, była spowodowana wzrostem rynków, a nowo zainwestowane pieniądze to „tylko“ druga połowa.


    Jeśli ludzie chcą inwestować, według czego więc powinni podejmować decyzje, jeśli nie według wcześniejszych wyników? Co poleciłby Pan na przykład osobie, która ma miesięcznie do dyspozycji 1500 koron (ok. 250 zł) i zastanawia się, co z nimi zrobić?

    Przede wszystkim musi wiedzieć, jak długo chce inwestować i jaki ma cel. Chodzi również o to, jaką część swoich pieniędzy będzie inwestował, jeśli będzie miał jakiekolwiek inne oszczędności. Kolejną ważną rzeczą jest to, czy będzie korzystał z tych pieniędzy, jeśli napotka jakiekolwiek problemy. Kiedy uda się opowiedzieć na wszystkie te pytania, można wybrać strategię inwestycyjną od konserwatywnej do dynamicznej i dopiero wtedy wybrać konkretny instrument inwestycyjny z konkretnej firmy. Wyboru należy dokonywać również zgodnie z tym, jak wąsko jest konkretna inwestycja zdefiniowana. Zawsze mówimy ludziom, aby nie próbowali koncentrować się na konkretnym kraju lub sektorze, ale raczej wybierali fundusz o szerokim zasięgu. Dla mniejszych kwot inwestycji ma to większy sens.
     

    Nie mam więc na przykład w tej chwili stawiać na Wietnam, a raczej na całą Azję Południowo-Wschodnią.

    Tak. Warto również spojrzeć na koszt poszczególnych produktów, czyli na opłaty. W przypadku kosztochłonności muszę również wspomnieć o zaletach i wadach. Zwykle bardziej kosztowne są fundusze funduszy, ponieważ niektóre opłaty są podwojone. Kiedy jednak kupię tego typu fundusz otrzymuję w zamian niezwykle prostą administrację, posiadam jeden ISIN (numer identyfikacyjny papieru wartościowego – red.) i ramach takiego funduszu przebiega bardziej aktywne zarządzanie. Każde rozwiązanie ma swoje za i przeciw.


    Co jeszcze, jako zaczynający inwestor powinienem wiedzieć?

    Ludzie nie powinni przesadzać z inwestycjami alternatywnymi. Nie powinni na przykład wszystkich swoich oszczędności umieszczać w jednym miejscu, nawet gdyby to były fundusze nieruchomości, które obecnie mogą wyglądać bezpiecznie. Powinno się także uważać na oferty, które obiecują zyski w wysokości np. trzydziestu procent rocznie. Zawsze jest to pewnego rodzaju oszustwo. Ludzie powinni także inwestować tylko z firmami, które są regulowane. W Czechach obecnie toczy się sprawa dotycząca nieuczciwej firmy, gdzie ludzie zainwestowali miliard koron. A wystarczyło jedynie sprawdzić, że firma ta nie ma nic wspólnego z inwestycjami, że nie posiada żadnej licencji. To są rzeczy podstawowe i gdyby ludzie sprawdzali takie informacje, mogliby znacznie zaoszczędzić.


    Richard Siuda
    Członek Zarządu i Dyrektor sprzedaży Conseq Investment Management

    Źródło: Penize.cz