Ameryka nie wygra wojny handlowej: Ameryka nie jest gotowa na ból.

    Trump rozpętał – a teraz tymczasowo zawiesił – wojnę handlową z całym światem. Być może było to zaskoczeniem dla lokalnych trumpistów, którzy jeszcze przed paroma miesiącami z dumą prezentowali swoje czerwone czapki, ale każdy rozsądny obserwator musiał przynajmniej podejrzewać, że to, o czym Trump mówił od dziesięcioleci, będzie próbował urzeczywistnić jako prezydent.

    Ameryka nie wygra wojny handlowej: Ameryka nie jest gotowa na ból.

    Całość jest oczywiście całkowicie pozbawiona sensu. I nie chodzi tu tylko o wyliczenia wysokości „wzajemnych ceł” (jak?) przez warsztat AI, cła na pingwiny, czy fakt, że cła zostały nałożone także na kraje, z którymi Ameryka ma nadwyżkę bilansową. Jak pokazał niedawny artykuł doradcy amerykańskiego prezydenta, Petra Navarra dla Financial Times, Trump i jego poplecznicy nie rozumieją istoty handlu zagranicznego jako takiego, a co za tym idzie, nie rozumieją też przyczyny deficytu (w handlu towarami).

    Nie są to, jak pisze Navarro, nieuczciwe praktyki stosowane na całym świecie, na które składają się „manipulacje kursami walut, kwoty eksportowe, zakazy, nieprzejrzyste systemy licencyjne, dyskryminacyjne normy produktowe, zniekształcenia podatku VAT itp.” (Navarro zupełnie nie rozumie, że podatek VAT dotyczy wszystkich towarów, nawet importowanych).

    Trump i spółka nie są w stanie zrozumieć, że nadwyżka bilansu handlowego z danym krajem nie jest tylko i wyłącznie – a często nawet wcale – wynikiem pewnych nieuczciwych praktyk, ale także faktu, że ktoś potrafi wyprodukować coś lepiej niż ty, a  ty nie jesteś w stanie zaoferować temu komuś tej samej wartości. Czy ktoś naprawdę myśli, że Madagaskar osiągnął swoje nadwyżki w handlu z USA nie dzięki wanilii, ale poprzez manipulację swoimi ariarami?

    Rzekomy trwający od dziesięcioleci rabunek Stanów Zjednoczonych przez resztę świata jest nie tylko śmieszny sam w sobie (najpotężniejsze państwo na świecie pozwoliło się jawnie okradać przez lata i nikt tego nie zauważył?), ale ignoruje również fakt, że buty, które do Ameryki płyną z Wietnamu, są sprowadzane do Ameryki przez amerykańską firmę Nike. Czy Nike okrada całą Amerykę, czy też jest amerykańskim championem? Obydwa stwierdzenia nie mogą być prawdą.

    Trump i spółka ignorują również fakt, że chociaż Ameryka nie jest w stanie wyprodukować towarów, których reszta świata chciałaby w ilości wystarczającej do pokrycia deficytu w handlu nimi, jest jednak w stanie wyprodukować takie usługi, na które reszta świata ma tak duże zapotrzebowanie, że Ameryka w handlu nimi notuje z kolei nadwyżkę. Dlaczego przy obliczaniu „ceł wzajemnych” nie są uwzględniane usługi?

    Nie rozumieją oni, że problemem Ameryki nie jest to, że przesunęła się w górę do produkcji dóbr o wyższej wartości dodanej (usługi), ale to, że w procesie tym (który uczynił ją ogromnie bogatą) zapomniała o wielu, którzy z tej kolosalnej transformacji nie mieli nic. I nie rozumieją, że jeśli (w ogóle!) korekta jest pożądana, drogą do zrównoważenia deficytów w bilansie nie są (jak słusznie powiedział Ronald Reagan) cła, lecz edukacja i innowacje. Ale likwidacja Ministerstwa edukacji nie jest krokiem w tym kierunku …

    I wreszcie: nie rozumieją w ogóle tego, co rozumie student pierwszego roku makroekonomii: że podstawową przyczyną całego deficytu w handlu towarami jest długoterminowo zbyt niska stopa oszczędności w USA.

    Moim zdaniem wszystkie te „opinie” są odzwierciedleniem mentalnego świata, w którym żyje Trump, a który jest zdecydowanie bardziej materiałem badawczym dla psychologów niż dla ekonomistów. To świat, w którym wizyta w restauracji nie jest wymianą między dwiema wolnymi stronami, z której każda coś na tej wymianie zyskuje, ale - w oczach klienta - kradzieżą dokonaną przez obsługę, która odważyła się wystawić rachunek za konsumpcję. Tak jak Trump, pomimo swojej bombastycznej retoryki, nie ma żadnego, ukrytego przed oczami laików, rzekomo arcymistrzowskiego planu zakończenia wojny w Ukrainie, tak samo nie ma żadnego zakulisowego wielkiego planu, który mógłby usprawiedliwić obecny chaos. Nie, Trump wojną celną nie dąży do porozumienia z Mar-a-Lago, które osłabiłoby dolara, bo w jaki sposób cła na Wietnam, Madagaskar i Lesotho miałyby nas do tego przybliżyć?

    Ale jak to się wszystko skończy?

    Trump z całą pewnością ustąpi. Pierwszym sygnałem było środowe zawieszenie wzajemnych ceł wobec wszystkich krajów z wyjątkiem Chin, i to na 90 dni. Trump jest wyraźnie na smyczy rynków, a po środzie mamy przybliżony obraz tego, jak długa jest to smycz: półprocentowy wzrost 10-letnich rentowności. Aby zachować twarz, uzasadnia swój tymczasowy odwrót (nie dajmy się zmylić, ten tymczasowy odwrót stanie się trwałym po 90 dniach) wieloma rzekomo błagalnymi telefonami od światowych przywódców. Ale prawda jest jednak taka, że po prostu obliczył, jak cła w wysokości dziesiątek procent wpłynęłyby na cotygodniowe zakupy jego wyborców z Alabamy. Stąd jego gotowość do negocjacji z Tô Lâmem.

    I właśnie to rozumowanie doprowadzi do porozumienia z Chinami. Te ostatnie mogą mieć dużą nadwyżkę handlową, ale walk, gorących lub celnych, nie wygrają kraje z większą armią lub lepszym uzbrojeniem: Wietnam czy Afganistan pokazują, że wojny wygrywają ci, którzy są gotowi znieść więcej bólu.

    I są to Chiny. Ignorując fakt, że chińscy eksporterzy nie będą mieli trudności z robieniem tego, co robili do tej pory (tj. omijanie eksportu z Chin przez kraje trzecie), Chiny mają w ręku wiele kart. Po pierwsze, nie jest to demokracja: podczas gdy Republikanie muszą myśleć o wyborach, które odbędą się za półtora roku, przywódcy Chin nie mają takich zmartwień. Po drugie, wszelkie przejawy powszechnego oporu są znacznie łatwiejsze do stłumienia w Chinach niż w Ameryce. Po trzecie, Amerykanie nie są skłonni do znoszenia bólu: naród, w którym konsumpcja jest dla większości społeczeństwa raison d’être (racją bytu) i w którym 40% ludzi nie pokryje nieoczekiwanego wydatku w wysokości 400 dolarów, nie jest przygotowany na wojnę celną i znacznie droższe towary w Walmart w zamian za iluzję, że produkcja obuwia może pewnego dnia powrócić do Ameryki.  

    Oprócz tego, że towary z Chin staną się droższe, co odczuje każdy konsument, nastąpi osłabienie gospodarki. Ustępstwa „bardzo stabilnego geniusza” nie zmienią faktu, że Ameryka wkrótce znajdzie się w recesji spowodowanej nadszarpniętym zaufaniem gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Uniwersytet Michigan, największy odsetek respondentów spodziewa się pogorszenia swojej sytuacji ekonomicznej. A są to dane od 1985 roku, czyli uwzględniające recesję po upadku Lehman Brothers. Ponad 60% ankietowanych – co jest historycznym maksimum – nie zgadza się z polityką gospodarczą rządu. Zaufanie dyrektorów generalnych firm jest najniższe od 2008/9 r. Zły nastrój i utrzymująca się niepewność znajdą odzwierciedlenie w decyzjach konsumenckich i inwestycyjnych. Odruchem firm i gospodarstw domowych w warunkach niepewności jest niepodejmowanie ryzyka: zakup samochodu lub maszyny będzie musiał poczekać.
     

    Martin Lobotka
    Analytik

    Informacja dotycząca opublikowanych artykułów ›